Gwiazdy & Lochy & Smoki – obsada filmu "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor"
Tak, znają. Wcześniej nie znali, ale producenci filmu zadbali o to, by dobrze wiedzieli, o co chodzi w grach role-playing i jak wygląda granie w "Dungeons & Dragons". Przed rozpoczęciem zdjęć do "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" zebrali główną ekipę i poprowadzili dla nich, w asyście specjalistów z Wizards of the Coast, klasyczną erpegową sesję. Każdy z aktorów dostał kartę swojej postaci, tej samej, w którą wcielił się później w filmie. Ci, którzy takowej nie mieli, jak dwójka reżyserów (i jednocześnie scenarzystów), John Francis Delaney i Jonathan Goldstein, dostali role bohaterów niezależnych lub potworów. W przypadku tego duetu akurat była to dwugłowa kobra, z którą gracze musieli się zmierzyć.
Ta sesja była obliczona także na zaznajomienie członków obsady ze sobą nawzajem. Takie przełamanie lodów na wieczorku zapoznawczym, tyle że z turlaniem kości. Głównym celem jednak było oczywiście zapoznanie ich z "Dungeons & Dragons". I pozwolenie na to, by mogli pobawić się swoimi postaciami, wczuć się w nie bardziej indywidualnie, poza filmowym scenariuszem i wskazówkami reżyserów. Oczywiście wszystkim bardzo się podobało. W późniejszych wywiadach wspominali, że było mnóstwo śmiechu i że byli zaskoczeni tym, jak fajne są gry fabularne.
Gwiazdy grają w erpegi
Vin Diesel, filmowy Riddick i przede wszystkim Dom z "Szybkich i wściekłych", pewnie zazdrości Chrisowi Pine’owi i reszcie, że zagrali w wysokobudżetowej produkcji "Dungeons & Dragons". On też by chciał ponieważ jest naczelnym maniakiem D&D w Hollywood. Nie tylko dużo grał i prowadził, ale nadal to robi. I jeszcze wciąga innych. Na planie "Kronik Riddicka" namówił nawet dystyngowaną, brytyjską damę Judi Dench na udział w sesji. I teraz ten żeński filar brytyjskiego aktorstwa prowadzi własne sesje RPG dla swoich wnucząt.
Vin Diesel nie wygląda na typowego fana "Dungeons & Dragons". Zwykło się uważać, że erpegowcy to głównie nerdy w okularach. Mózgowcy, nie mięśniaki. Ten stereotyp podtrzymują bracia Duffer, twórcy "Stranger Things", których wszyscy znają jako wielkich fanów D&D. Albo producenci "Gry o Tron", też zapaleni gracze. Albo słynny ze swojego talk-show Stephen Colbert czy też Elon Musk, który oczywiście również jest starym erpegowcem. Ale czy ktoś by się spodziewał, że potężny, umięśniony zapaśnik, taki jak Dwayne "The Rock" Johnson, też gra w D&D? A grał. Dziś woli planszówki, ale gry fabularne nie są mu obce. Podobnie inny znany wrestler, Paul "Big Show" Wight, który jest stałym gościem w słynnej już hollywoodzkiej piwnicy, gdzie sesje RPG prowadzi Joe Manganiello, czyli wilkołak Alcide z "Czystej krwi". Gra u niego sporo gwiazd, nie tylko filmowych, bo stałym bywalcem jest też Tom Morello, gitarzysta Rage Against the Machine.
Dungeons & Dragons: złodziejski honor - nowy zwiastun
Z mostku Enterprise do Neverwinter
Rozegrana przed rozpoczęciem zdjęć sesja "Dungeons & Dragons" bardzo się podobała Chrisowi Pine’owi. Do tego stopnia, że potem miał prowadzić system w domu, dla rodziny. Aktorstwo dobrze przygotowuje do grania w RPG. I vice versa. A Chris jest dobrym aktorem po rodzicach, którzy również grali w kinie i teatrze. Zaczynał skromnie, od małych ról w serialach oraz komediach romantycznych dla nastolatków. Międzynarodową sławę przyniosła mu dopiero rola młodego kapitana Kirka w "Star Trek" z 2009 r. Później jeszcze dwa razy wcielił się w legendarnego dowódcę Enterprise i stał się jedną z bardziej rozpoznawalnych twarzy w Hollywood. Fani spekulowali, że pojawi się w filmowym uniwersum Marvela jako czwarty Chris i dołączy do Evansa, Pratta i Hemswortha. Zamiast tego Pine poszedł do "konkurencji", czyli wcielił się w dzielnego pilota, Steve’a Trevora, w którym zakochuje się Wonder Woman. A teraz będzie bardem Edginem, przywódcą złodziejskiej szajki, która planuje wielki skok na skarbiec należący do Forge’a.
W tego ostatniego wciela się w "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" prawdziwa aktorska instytucja, czyli Hugh Grant. Tego brytyjskiego gwiazdora znają wszyscy. Głównie dzięki niezapomnianym rolom w komediach romantycznych, takich jak "Cztery wesela i pogrzeb", "Notting Hill", "To właśnie miłość" czy filmach z Bridget Jones. Trudno mu było pozbyć się łatki uroczego amanta, ale w ostatnich latach Grant z powodzeniem wcielił się w postacie o wiele mniej pozytywne, jak choćby w świetnym miniserialu "Od nowa". W "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" również jest bohaterem negatywnym, choć na pewno charyzmatycznym i na swój sposób uroczym. W końcu to Hugh Grant.
Konie mechaniczne i pałace
Michelle Rodriguez też się świetnie bawiła na zapoznawczej sesji dla obsady filmu. Jej jednej nieobce było "Dungeons & Dragons". Partnerka Vina Diesela z "Szybkich i wściekłych", prywatnie jego przyjaciółka, zna to hobby. I widziała całą szafę podręczników do D&D w domu Vina. To powinno ułatwić jej wcielenie się w twardą barbarzynkę Holgę. Michelle udowodniła już wiele razy, że świetnie się czuje w roli silnej kobiety. Teraz zrobi to jeszcze raz, tyle że nie będzie miała w rękach ani kierownicy, ani pistoletu, tylko dwuręczny topór. A na sobie skórzaną zbroję.
Zbroję przywdział również Regé-Jean Page. Tyle że cięższą, metalową, jak na paladyna przystało. Grający Xenka brytyjski aktor nie będzie miał problemów z wcieleniem się w szlachetnego wojownika. Po całym sezonie grania księcia Hastings w serialu "Bridgertonowie" jego aktorska krew już jest wystarczająco błękitna. Udowodnił to na wspomnianej sesji przed zdjęciami do filmu, gdy jako jedyny pojawił się z już przygotowaną kartą postaci, na której zaznaczył swoje uwagi. Producenci uwzględnili później jego wizję Xenka w trakcie kręcenia filmu.
A także potwory
Rodriguez ma doświadczenie w ostrej jeździe, Page w szlachetności, a pozostała dwójka z filmowej złodziejskiej szajki świetnie sobie radzi z potworami. A przynajmniej już to robiła w swoich poprzednich rolach. Justice Smith, który w "Dungeons & Dragons: Złodziejski honor" gra młodego czarnoksiężnika Simona, potrafi spojrzeć w oko bestii. Robił to już dwa razy, w "Jurassic World: Upadłe królestwo" i najnowszym "Jurassic World Dominion". Gdy ktoś stawiał czoła prehistorycznym gadom, to żaden stwór z bestiariusza "Dungeons & Dragons" już go nie przerazi. Zwłaszcza że tym razem postać Smitha nie jest już bezbronna i włada potężną magią.
Magią, choć całkiem inną, bo płynącą z natury i dziką, włada również druidka Doric, czyli ostatnia członkini złodziejskiej szajki głównych bohaterów. Wciela się w nią młoda aktorka rodem z Nowego Jorku, Sophia Lillis. Jej również nie są straszne żadne potwory. Nie po tym, jak stawiła czoła upiornemu klaunowi Pennywise’owi. A zrobiła to dwa razy, wcielając się w Beverly Marsh w dwóch częściach horroru "To", będącego adaptacją kultowej powieści Stephena Kinga. Dziewczyna ma doświadczenie, podobnie jak reszta obsady "Złodziejskiego honoru".
Jak sobie poradzili?
"Dungeons & Dragons" było już wcześniej ekranizowane, ze zmiennym powodzeniem. Nie było jednak kinowej wersji tej kultowej gry RPG z taką dobrą obsadą. Ani z takim budżetem. Ani z tak doświadczonymi producentami. I w duchu autentycznego szacunku, a nawet miłości do "Dungeons & Dragons". Z uwagi na to można mieć pewność, że "Złodziejski honor" to kawał dobrego, emocjonującego kina przygodowego. Zwłaszcza że wszyscy recenzenci, którzy mieli okazję obejrzeć film przed premierą, są właśnie takiego zdania. Czy mają rację? Czy po filmie widać, że jego twórcy naprawdę kochają "Dungeons & Dragons"? Łatwo się przekonać. Wystarczy pójść do kina.